Do Żor wkracza wojsko polskie Do Żor wkracza wojsko polskie

Na zdjęciu powyżej: Oddziały Wojska Polskiego tłumnie witane przez żorzan, 4 lipca 1922. Fotografia ze zbiorów Muzeum Czynu Powstańczego, Góra Świętej Anny.

Na Rynku w Żorach, podobnie jak w innych śląskich miastach, zbudowano bramę powitalną na cześć wkraczającego Wojska Polskiego.

Kolejne miasta przejmowane były w ciągu kilkunastu następnych dni, aż do 4 lipca, kiedy to w Rybniku podpisano protokół kończący ten proces. Tego samego dnia w Żorach pojawił się polski oddział wojskowy. Wraz z generałem Stanisławem Szeptyckim, który dowodził wszystkimi oddziałami uczestniczącymi w tej operacji, przez bramy powitalne wybudowane przez mieszkańców, na żorski rynek wjechały pododdziały 23 Pułku Artylerii Polowej: dowództwo III dywizjonu wraz z 9 baterią tej jednostki. Ponieważ w Żorach istniała już infrastruktura koszarowa, po stacjonującym tu do końca XIX wieku szwadronie pruskich ułanów, miasto to miało zostać obsadzone przez Wojsko Polskie na stałe. Pierwszym komendantem żorskiego garnizonu został kapitan Edmund Kucharski, dowodzący III dywizjonem 23 Pułku Artylerii Polowej.

Jednym z pierwszych zadań, które mieli do wykonania stacjonujący tu artylerzyści była asysta wojskowa w trakcie wizyty w Żorach, Naczelnika Państwa, Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego, który odwiedził to miasto 28 sierpnia 1922 roku w asyście wojewody śląskiego Józefa Rymera, starosty rybnickiego Oskara Krupy i wyższych oficerów WP.

***

Czytaj też:

Herbatka z Piłsudskim

Joanna Cyganek, Gazeta Żorska, Kalendarz Żorski 1998

Józef Piłsudski na Rynku w Żorach. Zdjęcie, dzięki uprzejmości Aleksandra Hanslika.

Kilka lat temu w Katowicach stanął pomnik Józefa Piłsudskiego, ufundowany przez Ślązaków jeszcze przed wojną, na pamiątkę jego pobytu na Górnym Śląsku, latem 1922 roku. Oprócz Katowic Naczelnik odwiedził wówczas Piekary Śląskie, Lubliniec, Tarnowskie Góry i Tychy, a 28 sierpnia przyjechał do Żor.

„Gen. Stanisław Szeptycki polecił mu Bonifacego Bałdyka, byłego komisarza plebiscytowego, aptekarza i znanego działacza społecznego. Dom państwa Bałdyków stał się miejscem uroczystej „herbatki” – pisał Wacław Śledziński w jednym z numerów Polski Zachodniej, w artykule pt. „Trzy godziny marszałka w Żorach”. 

„Przyjęcie urządzone zostało w pokoju stołowym i w salonie. Zresztą później okazało się, że uczestnicy tej jedynej na Śląsku prywatnej herbatki zajęli bezceremonialnie wszystkie ubikacje na piętrze, nie oszczędzając nawet sypialni i apteki. Na przyjęciu było przynajmniej pięćdziesiąt osób.

Krzesło ustrojone girlandą z czerwonych kwiatów, różnych liści i różnej zieleni, stanęło w pokoju stołowym. Wielki to pokój o dwu oknach. Umeblowano go gustem ludzi lubujących się w przedmiotach ciężkich, wykończonych niewybrednym ornamentem. Familijna otomana z lustrem i szafkami, kredens przy budowie którego mistrz okazał doskonałą znajmość baroku. W rogu portrecik Szopena, oczywiście fortepian pod nim. Zegar szafkowy do sufitu sięgający, z błyszczącymi mosiężnymi wahadłami.

Wielki stół uginał się pod zastawą różnych przysmaków, przygotowywanych na tę herbatkę. Specjalnie honorowe miejsce zajęła wiśniówka. Na środku, w dużym wazonie były najpiękniejsze kwiaty, jakie tego dnia mogła była dostać teściowa gospodarza. Drugi stół przyszykowano w salonie.

Komendant wesoły, roześmiany wszedł do mieszkania, jakby tutaj już wiele razy był przed tym. Ominął krzesło z girlandą. Chciał usiąść z drugiej strony stołu. Ale gospodarze spostrzegli się w porę. Do stołu zasiedli generałowie, wyżsi oficerowie, pierwszy wojewoda śląski Rymer, starosta rybnicki, najwybitniejsi obywatele miasta Żor. Panowała tutaj atmosfera miła, serdeczna i bardzo domowa. Bez wykrochmalonej oficjalności. Komendant i wszyscy czuli się znakomicie.

Pierwszy toast podniósł gospodarz, pan aptekarz Bałdyk. – Uważam sobie – mówił powoli z namaszczeniem – pobyt pana Marszałka w moim domu za tak wielki zaszczyt, że za tę golgotę, którą przeżywałem całymi latami z moją rodziną, czuję się stokrotnie wynagrodzony. – Komendant trącił się kieliszkiem ze wszystkimi. W pokoju sąsiednim ktoś wznióśł głośny toast przed Węgrzynem: wiwat Komendant! Wszyscy byli weseli. Mieli doskonałe apetyty.

Marszałka interesowały najwięcej sprawy śląskie. Mówiła mu o tych sprawach pani Bałdykowa, która ubrała się na to przyjęcie skromnie, jak skromna pensjonarka. Żywa, wesoła, pełna wdzięku, oczarowała wszystkich uczestników herbatki. Zachwycała towarzystwo swoją prostotą. Czarne, lekko sfalowane włosy, czarne oczy i duże brwi harmonizowały pięknie z jej oryginalnymi rysami twarzy. Jak żyją ludzie w Żorach, w okolicy, czy dużo jest tutaj wdów i sierot po powstańcach, czy dużo inwalidów powstań – to były zainteresowania Marszałka.

Tymczasem na Friedrichstrasse, przed domem pana aptekarza, zebrał się wielki tłum ludzi. Krzyczeli, hałasowali, atakowali dom. Chcieli zobaczyć Komendanta. Ale silne posterunki przed domem powstrzymały napór. Zobaczą Komendanta, gdy będzie wychodził. Więc tymczasem krzyczą jak mogą najgłośniej: niech żyje Piłsudski!

Po dwu godzinach Komendant i oficerowie opuścili dom państwa Bałdyków. Przed domem, gdy odjechały samochody, pan aptekarz, który przeżył najpiękniejszy dzień w swoim życiu, pożałował: Szkoda, że nie wzięliśmy od Marszałka żadnej pamiątki. Pani Bałdykowa zastanowiła się: – Trzeba będzie – powiedziała – zachować girlandę i kwiaty ze stołu. – Weszli do pokoju. Nie było ani girlandy, ani kwiatów. Wazon na stole stał pusty. – Roztargali na drobne kawałki, gdy tylko pan Marszałek wyszedł za próg  pokoju – powiedział jeden z obywateli miejskich, obecny na przyjęciu. Pamiątką pozostał tylko dom, w którym był Marszałek na herbatce. Jedyny prywatny dom na Śląsku, który miał szczęście gościć Komendanta.”

Dodajmy, że Bonifacy Bałdyk, mówiąc o „golgocie”, którą przeżywał, a której wynagrodzeniem miała być wizyta Piłsudskiego w jego domu, miał pewnie na myśli i to, że w roku 1919 został skazany na pół roku więzienia w Brzegu. Za swą działalność polityczną został usunięty z uczelni przez co nie uzyskał dyplomu farmaceuty, a w czasie plebiscytu władze alianckie musiały zapewnić mu ochronę. Marszałka Piłsudskiego Bałdykowie przyjmowali przy ówczesnej Friedrichstrasse – dziś Szeptyckiego – w domu pod numerem 9. Prócz kilku zdjęć, to jedyna pamiątka tamtego spotkania. 

 

Do Żor wkracza wojsko polskie